W piękne czerwcowe popołudnie, w przeddzień wesela Blaise'a Zabiniego i Elizabeth Charpentier wszystko było już gotowe. Dom wyczyszczony na błysk. Udekorowany w biel i pudrowy róż. To właśnie te dwa kolory dominowały teraz w całym domu. Uroczystość ma mieć miejsce w wielkim ogrodzie rodziny Elizabeth. Specjalnie na tą okazję wyczarowano średniej wielkości altankę, na której narzeczeni staną się małżeństwem. Kilkanaście dużych, białych ławek, dla gości, których zapewne będzie naprawdę wielu. Zarówno Eliza jak i Blaise pochodzili z arystokratycznego rodu, więc na ich weselu nie mogło zabraknąć ich całego drzewa genealogicznego. Spodziewano się 400 gości. Tak, zdecydowanie to wesele zalicza się do jednych z największych. Hermiona stała na z boku na altance jako druhna panny młodej. Odbywała się właśnie próba generalna, lecz nasza bohaterka całkowicie oderwała się od świata żywych. Nie słuchała tego co mówili inni. Po prostu stała i udawała, że słucha. Jej myśli krążył wokół jednej osoby. Zabrzmi to strasznie samolubnie, ale myślała o sobie. Myślała o tym, że w jej życiu czegoś brakuje. Miała kochających przyjaciół, rodzinę, świetną pracę, lecz cały czas czegoś jej brakowało. Brakowało jej tego co można było dostrzec w oczach Eilzabeth, czy też Ginny. Był to jakiś blask. Tylko blask czego? Jej zamyślenie ktoś brutalnie przerwał, bo poczuła lekki ból na ramieniu. Błyskawicznie obróciła głowę w stronę stojącego obok niej Malfoya.
- Mógłbyś mnie nie szczypać?- spojrzała na niego zła.
- Nie, nie mógłbym. Robienie ci na złość sprawia mi ogromną przyjemność - na jego ustach był cały czas ten sam, nie zmieniający się od lat ironiczny uśmiech.
- Akurat to żadna nowość - odwróciła wzrok, chcąc znowu zatopić się w swoich myślach, lecz nie było jej to dane.
- Nie odpływaj znowu Granger, bo możesz się już stąd zmyć. Jakbyś nie zauważyła próba się skończyła.
- Już?- musiała całkiem odpłynąć, bo nie zauważyła, że została już tu tylko z drużbą pana młodego.
- Jakaś ty spostrzegawcza! - roześmiał się blondyn.
Spiorunowała do wzrokiem i powolnym krokiem wyszła z altanki, lecz ku zdziwieniu Malfoya nie skierowała się do domu. Wręcz przeciwnie. Poszła w drugą stronę, gdzie znajdował się las, a za nim mała polanka z rzeczką.
- Dokąd się wybierasz?- zaczął iść obok niej.
- Na spacer - powiedziała spokojnym tonem.
Uśmiechnął się do siebie i tak nie miał dzisiaj nic do roboty. Może sobie teraz umilić czas denerwowaniem brązowowłosej.
- To jak dobrze się składa! Ja również chciałem się przewietrzyć - zabawę czas zacząć.
- Jakbyś nie zauważył przez ostatnie półtora godziny byłeś na dworze - jej cierpliwość powoli się kończyła, a trzeba było przyznać, że była Gryfonka cierpliwa nie była. Przynajmniej nie dla niego.
- To gdzie idziemy? - chłopak puścił mimo uszu jej uwagę
- JA idę tam - pokazała na las - a TY idziesz tam - pokazała przeciwną stronę.
Na jego ustach pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.
- No to idziemy Granger - wziął ją pod rękę i nim zorientowała się co się dzieje, szli już w stronę lasu.
- Malfoy! - wyrwała rękę- Ja nigdzie z tobą nie idę!
- To ja idę z tobą - igrał z ogniem.
- Malfoy - powiedziała ostrzegawczo.
- Daj spokój Granger! Przestań się zachowywać jak mała dziewczynka. Jesteśmy dorośli. Chyba jeden spacer ze mną nic ci nie zrobi? - uniósł jedną brew.
- Ja zachowuję się jak dziecko?! - zrobiła się czerwona na twarzy - Spójrz na siebie!
- Znowu zaczynasz... - powiedział ze stoickim spokojem.
- Przepraszam bardzo! - no i wybuchła - Kto ZNOWU mnie obraził, bo był zły na biednego skrzata?! Kto tu się zachowuje jak dzieciak? TY - puknęła go palcem w tors - To ty zachowujesz się tak jak ten rozpieszczony smarkacz w Hogwarcie. Nic się nie zmieniłeś.
- Mogłaś się nie wtrącać. Ostrzegałem. Nie wchodzi mi się w drogę, gdy jestem zły - mówił nadal spokojnie. Jego twarz jak zwykle była opanowana i pozbawiona jakichkolwiek emocji.
- Tak, tak! Teraz jeszcze mów, że to moja wina, że mnie wyzwałeś! - wydarła się na niego.
- Dobra, kobieto, uspokój się! - potrząsnął ją lekko.
- Po prostu postarajmy się jakoś przeżyć to wesele. Ty nie wchodź mi w drogę, a ja nie będę wchodzić w twoją - strzepnęła jego ręce ze swoich ramion.
- Jakoś mi się nie wydaje by mogło się to udać - powiedział, bo nie miał zamiaru rezygnować z takiej rozrywki jak wkurzanie Granger.
Rozzłoszczona poszła w kierunku lasu. Już ją nawet nie obchodziło, że blondyn idzie pół kroku za nią.
- Widzę, że nie możesz się ode mnie oderwać - zaczęła tonem przesiąkniętym słodkością - Powiedz mi co ty robiłeś te 5 lat po zakończeniu Hogwartu, gdy mnie nie było w pobliżu?
Zaśmiał się ironicznie.
- Nie schlebiaj sobie.
- To czemu za mną idziesz? - stanęła gwałtownie, czego nie spodziewał się blondyn i wpadł na nią.
Razem upadli na twardy grunt. On leżał na niej.
- Złaź ze mnie! - krzyknęła Hermiona do ucha byłego Ślizgona.
- Nie krzycz mi do ucha!
- A będę! - krzyknęła głośniej.
- Chcesz tak pogrywać? - przymrużył oczy - A więc dobrze...
Weszła mu w słowo.
- Nie zaczyna się zdania od "a więc" - powiedziała swoim przemądrzałym tonem. Jak mu wtedy przypominała tą małą kujonkę z Hogwartu?
- A więc - powtórzył głośniej - jeśli chcesz tak pogrywać, to ja z ciebie nie zejdę. - na jego ustach znowu pojawił się ironiczny uśmiech.
- Będę krzyczeć, jeszcze cię o coś posądzą - nie chciała się poddać.
Jak podczas ich każdej sprzeczki, żadne nie chciało odpuścić, żadne nie chciało przegrać. Walczyli do końca.
- Kochana, jesteśmy w lesie. Nikt cię nie usłyszy - powiedział z uśmiechem tryumfu, bo wiedział, że już wygrał tą bitwę.
- Dobra - mruknęła zła - Możesz już ze mnie zejść?!
- Magicznie słowo... - drażnił ją.
- Ty go sam nie znasz i nie używasz! - ponownie krzyknęła.
- Już mówiłem nie drzyj mi się do ucha, bo cię sam uciszę!
Przez jakąś minutę leżeli tak w ciszy i tylko wpatrywali się w swoje oczy. Brzmi to romantycznie, nieprawdaż? Ale nie było w tym nic romantycznego. Oni po prostu piorunowali się wzrokiem. Zachowywali się jak zwierzęta, które walczą o terytorium i żadne nie chce odpuścić. Zapewne leżeliby tak i leżeli, lecz gdy Hermiona z takiego bliska wpatrywała się w błękitno-szare tęczówki Dracona, przez ułamek sekundy coś w nich dostrzegła. Może to było przewidzenie? Tak najprawdopodobniej tak. Znowu zatopiła się w swoich rozmyślaniach. Ostatnio robiła to często. Zbyt często.
- Długo tak będziesz leżeć? - chłopak uniósł brwi.
Nawet nie zauważyła kiedy z niej zszedł! Zdecydowanie za często odrywa się od rzeczywistości.
- Może byś m...- urwała widząc, że dłoń chłopaka już od dawna jest wystawiona w jej stronę by pomóc jej wstać - Dzięki, ale sama sobie poradzę - powiedziała z wysoko uniesioną głową.
- Jak tam chcesz - wzruszył ramionami i schował ręce w kieszeni. Może i to była Granger, ale gentelmanem on był wobec każdej kobiety. Tak go nauczyła matka. To właśnie była jedna z jego dobrych cech. Można by powiedzieć, że jedyna z dobrych cech, które pokazywał.
- Wracam do domu - oznajmiła wstając.
- Już koniec naszego spacerku? - uśmiechnął się drwiąco.
- Po pierwsze żadnego "naszego spacerku", tylko mojego. Po drugie spójrz na zegarek. Za pół godziny jest obiad, a ja chciałabym się przebrać, więc żegnam - zaczęła iść w stronę ogromnego domu.
Chłopak spojrzał na swój złoty magiczny zegarek, który dostał od Blaise'a na 20 urodziny. Granger miała racje, czas wracać, bo zaraz będzie obiad. Grzecznie poszedł za nią. No może nie do końca grzecznie, bo cały czas ją drażnił swoimi tekstami. Ona weszła do swojego pokoju zła, za to on w wyśmienitym humorze.
*
Obiad przebiegał w dość miłej atmosferze. Nic szczególnego się nie działo, każdy był zajęty sobą, aż do czasu...
- Chcielibyśmy was o czymś powiedzieć - Eliza wraz z Blaise'em wstali ze swoich miejsc. Większość osób skierowała głowy w kierunku pary, tylko Draco Malfoy niezbyt przejął się tym i powoli wypijał swój sok pomarańczowy. - Jestem w ciąży! - oznajmiła Elizabeth. Malfoy zakrztusił się sokiem. Siedzący obok niego Pierre poklepał go po plecach po czym wstał, by pogratulować przyszłym rodzicom. Zszokowany blondyn spojrzał innych.
- Jak to jest możliwe? - mruknął, bo wciąż nie mogło do niego dojść to, że Diabeł będzie ojcem.
- Malfoy, nie mów mi, że muszę ci tłumaczyć skąd się biorą dzieci - usłyszał znajomy głos tuż za sobą.
- Oczywiście, że nie Granger. - odparł obracając się do niej - Ale nie mogę się przyzwyczaić do myśli, że ten oto tu Zabini będzie ojcem.
- Zamiast tyle gadać, idź mi pogratuluj. - powiedziała Hermiona, po czym odeszła.
Draco długo się nie zastanawiając wstał z miejsca i podszedł do swojego przyjaciela.
- Diable, no nie wierzę.. Nie mogę sobie ciebie wyobrazić jako ojca - powiedział szczerze.
- Jakoś tak wyszło! - wyszczerzył się Blaise - Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy!
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Diabłem? - zapytał przerażony blondyn.
- Zakochał się, po prostu się zakochał - uśmiechnął się.
Draco tylko prychnął, po czym poszedł pogratulować przyszłej matce.
*
Hermiona siedziała na łóżku swojej przyjaciółki zajadając się lodami.
- Tak się cieszę. Nie planowaliśmy z Blaise'em już teraz dziecka, chcieliśmy zrobić to jakiś rok po ślubie, ale nawet dobrze, że tak wyszło. Tak będzie lepiej. Szybciej będziemy mieć naszego szkraba. - mówiła uśmiechnięta od ucha do ucha Eliza.
- Ja się cieszę wraz z tobą - uśmiechnęła się panna Granger, choć musiała przyznać, że ta informacja zdziwiła ją.
- Miona... tak sobie myślałam, czy nie zechcesz zostać matką chrzestną naszego maluszka?
-Oczywiście! - odpowiedziała bez zastanowienia uśmiechając się.
- To super! Stwierdziliśmy wraz z Blaise'em, że chrzestnym będzie Gabriel.
Gabriel, był to wysoki blondyn, brat Pierre'a i Francisa.
- A tak w ogóle w którym miesiącu jesteś?
- Już w drugim.
- I ja dopiero teraz się dowiaduję? - brązowowłosa udała obrażoną.
- Ja też dopiero wczoraj się dowiedziałam! - wytłumaczyła się szybko - Miałam pewne podejrzenia, ale jak nie byłam pewna, wolałam się nie odzywać.
- No dobrze, już dobrze. - uśmiechnęła się przyjaźnie - Jak myślisz, to będzie chłopiec czy dziewczynka?
- Hmm... Chciałabym małą, słodziutką dziewczynkę.
Rozmawiały o wszystkim. Były to zazwyczaj lekkie tematy, lecz zawsze mówiono tylko o Elizie.
- Herm?- odezwała się po jakimś czasie Eliza.
- Hym?
- Masz kogoś?
- Słucham? - zdziwiona odstawiła kubełek lodów.
- No czy masz kogoś? - powtórzyła rozbawiona Elizabeth.
- Nie, nie mam. Przecież ci mówiłam.
- A Pierre? Podoba ci się? - spytała niepewnie .
Hermiona zaśmiała się tajemniczo, lecz nie odpowiedziała.
- Ach! Eliza, jak ten czas leci! Musisz się przespać w końcu jutro twój szczęśliwy dzień - uśmiechnęła się i ruszyła w kierunku drzwi.
- Dobranoc! - usłyszała jeszcze nim wyszła.
Rose
----------
Najpierw chciałabym podziękować Martynie za poprawienie błędów. Co do rozdziału, to był on w większości już bardzo dawno napisany, lecz nie mogłam się coś zabrać, by go dokończyć. Jak już wspominałam z boku macie nowe kolumny. Zapoznajcie się z nimi proszę:) Co tu jeszcze więcej pisać... Komentujcie i bądźcie cierpliwi! Do nowej notki; >
Najpierw chciałabym podziękować Martynie za poprawienie błędów. Co do rozdziału, to był on w większości już bardzo dawno napisany, lecz nie mogłam się coś zabrać, by go dokończyć. Jak już wspominałam z boku macie nowe kolumny. Zapoznajcie się z nimi proszę:) Co tu jeszcze więcej pisać... Komentujcie i bądźcie cierpliwi! Do nowej notki; >